Polecany post

Zupa mocy razy dwa! Na odporność!

Aż 2 linki o zupie mocy! Na jesień jak znalazł! I aż 2 blogi o zupie mocy! http://agnieszkamaciag.pl/wzmacniajacy-i-regenerujac...

środa, 22 listopada 2017

Gazeta Wyborcza: Ojczyzna w niebezpieczeństwie

http://wyborcza.pl/7,95891,22660673,ojczyzna-w-niebezpieczenstwie.html

Ojczyzna w niebezpieczeństwie

2 ZDJĘCIA
11 listopada. Marsz Niepodleglosci (Fot. Agata Grzybowska / Agencja Gazeta)
Piszę ten list do uczestników tak zwanego Marszu Niepodległości, a także do zachwyconego tym marszem ministra Mariusza Błaszczaka.

Z roku na rok tak zwany, podkreślam: tak zwany, Marsz Niepodległości zmienia się w demonstrację zwolenników Polski takiej, w jakiej milcząca, niestety, większość społeczeństwa z pewnością żyć by nie chciała. Ta milcząca większość – znów powtórzę: niestety – nie ma w sobie tej okrutnej, złowrogiej energii, którą mają organizatorzy i ci, którzy nadają ton temu marszowi, przerażającego ludzi uczciwych, prawych i zatroskanych losem ojczyzny.

Analogie nasuwają się same
Niestety – po raz kolejny zmuszony jestem użyć tego słowa – zupełnie nie przeraża ten marsz odpowiedzialnego za bezpieczeństwo ministra spraw wewnętrznych, który nazywa to budzące grozę wydarzenie „piękną patriotyczną manifestacją” i wydaje polecenie policji, by pacyfikowała odważne kobiety stawiające czynny opór przeciw znieważaniu polskości. I policja czyni to skutecznie, korzystając ze skwapliwej pomocy faszystowskich bojówkarzy.
Nie wiem, czy to cynizm, czy naiwność, czy brak elementarnej wiedzy historycznej, czy też wszystkie te czynniki naraz powodują wspomnianym ministrem, gdy niezliczone flagi biało-czerwone widoczne na marszu czyni dowodem na patriotyczne intencje organizatorów i uczestników marszu. Ma to potwierdzać także uczestnictwo tak zwanych zwykłych obywateli, całych rodzin wraz z dziećmi wśród uczestników.
Czyżby wspomniany minister nie wiedział, że podobne marsze miały miejsce w Niemczech w latach poprzedzających przełomowy rok 1933? Tam też w marszach z roku na rok, ba, z miesiąca na miesiąc brało udział coraz więcej zwykłych ludzi (rodzin z dziećmi) i nie od razu wszyscy podnosili ręce w hitlerowskim pozdrowieniu. Po prostu szli z flagami – a tylko część z nich, mężczyźni ubrani w brunatne koszule, z początkowo mało znanym symbolem, ze swastyką, tak jak w „naszym” marszu liczne były flagi ONR-u, ale przecież nie one przeważały.

Tamci uczestnicy marszów, zwyczajni Niemcy, ulegali przecież jedynie „patriotycznemu” uniesieniu. Bardzo im trafiało do przekonania hasło „wstawania z kolan”. Wreszcie z tych kolan wstali na dobre i wtedy to już p r a w i e wszyscy hajlowali. Choć przecież większość z nich wcale nie należała do nazistowskiej partii.
Podkreśliłem wyżej słowo „prawie”. Bo tam, wtedy, w Niemczech, większość dość rychło stała się znikomą mniejszością. Mam nadzieję, że u nas tak nie będzie. Choć wiem dobrze, mam swoje lata, że ludzi wyposażonych w dar odwagi cywilnej jest – znów niestety – w każdym społeczeństwie niewielu.

Demokracja to nie dyktatura większości
Szczęśliwym zrządzeniem Losu za mego życia nastąpiło najszczęśliwsze być może wydarzenie w naszej narodowej historii i w historii Europy. Bo ta się zjednoczyła. I myśmy stali się częścią tej większej, wspólnej europejskiej ojczyzny. Z własnej woli i dzięki żarliwemu wskazaniu Papieża Polaka. I oto kontynent doświadczający raz po raz wojen żyje od kilkudziesięciu lat w pokoju. Ale my wszyscy wstępujący do wspólnej Europy, nieprzymuszeni, wzięliśmy na siebie zobowiązania.
Otóż nie wolno żadnemu z członków Wspólnoty przestać być państwem prawa. A nasze państwo – znów niestety – przestało nim być. Z Trybunału Konstytucyjnego rządzący dziś zrobili groteskową atrapę i zlikwidowali zasadę niezawisłości sądów wszelkich, gdy oto podporządkowane one zostały władzy wykonawczej (urzędnikowi w randze ministra i prokuratora).
Złamana została w naszym kraju podstawowa zasada państwa prawnego. Bo demokracja to w istocie zgoda wyborców na wyłonienie rządu przez większość parlamentarną. Ale ten rząd ma być rządem całego państwa, wszystkich jego obywateli i w s z y s t k i c h ma traktować i szanować jednakowo. U nas demokrację pomylono z dyktaturą większości (a ta, bywa, przekształca się w dyktaturę lidera tej większości).
Otóż nasza europejska władza – na której istnienie, przypomnę, dobrowolnie przystaliśmy – na takie złamanie kardynalnych zasad zgodzić się w żadnym wypadku nie może. I nie zgadza się. I czyni to także, a może przede wszystkim, w imieniu nas, milczącej – wciąż mam nadzieję – większości.
To nie tak zwana Bruksela nam coś dyktuje. To ta Bruksela stara się nas ratować. I dlatego za kłamliwe i obraźliwe uważam oskarżanie polskich posłów do Parlamentu Europejskiego o zdradę, gdy głosowali w tymże parlamencie za ustawą mającą wpłynąć na aktualny rząd, by zaprzestał szkodzenia Polsce i naszym interesom, bądź gdy przynajmniej wstrzymali się od głosu. Przecież oni czynili to w naszym imieniu!

„My chcemy Boga” jak bluźnierstwo
Na koniec powrócę jeszcze do obrzydliwego marszu. Tak, tak: obrzydliwego, bowiem haniebnie podszywał się ze swymi antyludzkimi, antychrześcijańskimi hasłami (na miłość boską, jak Kościół może nie reagować na wielki transparent z wypisanym na nim bluźnierczym hasłem „My chcemy Boga”, któremu to transparentowi towarzyszą inne, pełne pogardy do bliźnich, nawołujące do nienawiści?!) pod nazwę Marszu Niepodległości, obrażając uczucia wszystkich prawdziwie oddanych ojczyźnie.
Otóż najmądrzej na temat uczestnictwa w tym marszu wypowiedział się Władek Frasyniuk, a warto go – odważnego bojownika o tę niepodległość, którą uczcić podobno chcieli uczestnicy tego przerażającego marszu – posłuchać. „Człowiek przyzwoity, który znalazłby się pośród idących w tym marszu, widząc hasła, jakie jego liderzy głoszą, wyszedłby z pochodu i wrócił do domu. Zaś człowiek odważny podjąłby protest przeciw tym haniebnym hasłom”.
Minister Gowin zapytany o marsz nie zasłaniał się niewiedzą. Pytany, dlaczego go tam nie było, odpowiedział, że nie poszedł, bo wiedział, co tam będzie. Inni ministrowie i działacze PiS-owscy nic nie wiedzieli i nic nie widzieli. Jedynie minister Błaszczak był zachwycony. Chyba to najlepszy dowód, że Ojczyzna jest w niebezpieczeństwie.
*Stanisław Brejdygant, ur. w 1936 r., aktor, reżyser, scenarzysta, pisarz i dramaturg.
***

Czekamy na Wasze listy@wyborcza.pl.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz